Nazywam się Dren, właściwie to Xavier Dren, ale wszyscy mówią mi Dren. Jestem dość niskim i szczupłym facetem o krótkich czarnych włosach i piwnych oczach. Do niedawna uczyłem matematyki w prywatnym liceum, jednak od tego czasu wiele się zmieniło. W dzieciństwie naoglądałem się za dużo Tolkiena i Pottera i zacząłem interesować się magią i okultyzmem. Wydawałem każdą wypłatę na kolejne "Księgi Zaklęć", które były bujdą, aż pewnego dnia nastały DOSŁOWNIE egipskie ciemności, zupełnie jakby ktoś zgasił słońce. Nikt nie wiedział co się stało, a czarne chmury zasłoniły niebo. I zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Bardzoooo dziwne jak te tu i teraz, czyli horda trupów idąca w kierunku miasta, zakuta pała, która właśnie cisnęła atutem w chodzące zwłoki albo ja, ubrany całkowicie na czarno, czarne spodnie, koszula buty i płaszcz. Niemalże całe moje ciało pokryte jest tatuażami. Magicznymi, okultystycznymi i ochronnymi symbolami.
- Widzę właśnie - krzyknąłem do znajdującego się nieopodal rycerza. Jednak nie patrzyłem na armię zombie, lecz na czarną energię, która otaczała każdego z nich. Wiedziałem, że zostali powołani do "życia" za pomocą mrocznej magii nekromancji. Nie wiedziałem tylko kto tego dokonał, ale musi to być ktoś potężny, bardzo potężny. Nie czekając ani chwili dłużej wypowiedziałem zaklęcie. Zwykli ludzie połamaliby sobie język próbując je powtórzyć, lecz ja jestem mistrzem sztuk tajemnych. W jednej chwili w moim ręku pojawiła kosa, a ja rzuciłem się w kierunku trupów tnąc i pozbawiając kolejnych głów. Gdzieś za mną padły strzały, policja otworzyła ogień, ale na próżno. Strzelali na oślep i tylko marnowali pociski spowalniając , lecz nie zabijając nieumarłych.
- Czy ci idioci filmów nie oglądali? - krzyknąłem do towarzyszącego mi wojaka. - Należy celować... - wziąłem porządny zamach i pozbawiłem głowy kolejnego trupa - ...w głowę!